Czai się na sklepowej półce i za linią horyzontu. Tuż za rogiem i po drugiej stronie rzeki. Towarzyszy nam w zmywaniu naczyń i w codziennych wędrówkach. Ma swoją genezę w naszej kulturze, która jak w wieloodcinkowym serialu na Netfixie, każe przeżywać nam ten zajmujący spektakl w różnych odsłonach, wymyślnie pastwiąc się nad naszymi nerwami: koniec świata.
Żyjemy w ciągłym oczekiwaniu na potencjalną katastrofę. Każda najdrobniejsza czynność jest obarczona znamieniem odpowiedzialności za dobrze znaną lub przeczuwaną apokalipsę i osłabiającym brakiem poczucia sprawczości. Zaczynając każdą, nawet najkrótszą, codzienną podróż natykamy się na wiele zakończeń świata.
Niepokój, który nosimy z tyłu głowy, wyzwolić może wszystko. Informacja, widok, sytuacja, która zmienia percepcję. Sprzyjają mu przestrzenie na pograniczach. Te bez wyrazu, ale również takie, które budzą chorobliwy zachwyt. Krajobraz nacechowany próbami urbanizacji i wyznaczania linii oraz nieużytki, krzaki, pobocza i brzegi. Te miejsca łączą nas z obszarem naszego otoczenia, który paradoksalnie wydaje się stabilny w stosunku do tempa naszego życia. Ale ten krajobraz (z) czasem nabrzmiewa, puchnie i zaczyna się rozlewać.
Hiszpański przylądek Finnisterre i wybuch wulkanu budują w pejzażu dramaturgię, wcale nie odległą od perspektywy pętli autobusowej na granicy małego miasteczka czy napotkanej na drodze dziury w ziemi. A tam, o krok dalej, potencjalnie zaczyna się zupełnie inna rzeczywistość. Przed przekroczeniem tej granicy może rozgrywać się cichy dramat. Znaczące wydarzenie w życiu, które zmienia percepcję miejsca i wpływa na kształtowanie pamięci. Kiedy dodamy do niego przeczucie kresu i lęk przed brakiem wpływu na znane i nadchodzące katastrofy, mamy pełne spektrum końców świata. Wkraczamy wtedy w szerszą skalę: społeczno-kulturową, cywilizacji, planety. Tu koniec świata powtarza się w cyklach, tworzy wielkie narracje i działa na naszą wyobraźnię.
Takie punkty w życiu i na mapie to miejsca, gdzie następuje nagłe i nieodwracalne zakłócenie.
Obraz jest niedoskonałym artefaktem, który próbuje zaglądać za tę granicę.
Koniec świata nie musi być niczym znaczącym, ale może okazać się… ładny. Przecież w jakimś stopniu towarzyszy nam każdego dnia. Już tak bardzo długo.
Tekst: Agnieszka Wach